Niedziela, 21 kwietnia 2019

Jam chłop z chłopa,
dumny chłopów wiarą,
mądrością i siłą.
Bracia moi!
Czyście chłopski rozum stracili?
Diamentem byliście Narodu,
skarbem Świętego Kościoła.
Dlaczego przystaliście do bezbożnych?
________________________________________________________________________________



Środa , Dn. 21 listopada 1933 r.


Pamiętnik

Żona gospodarza piętnastomorgowego w pow. warszawskim



Przeczytawszy w tygodniku „Zielony Sztandar” artykuł p.n. Konkurs na „Pamiętnik Chłopa”
pozazdrościłam temu chłopu, że będzie on miał okazję wyłożyć przed kimś swoje bóle i troski,
że będzie mógł otworzyć przed
kimś swoje serce i myśli i wyznać co mu dolega, jak żyje,
pracuje i jak sobie radzi w tych ciężkich czasach.
Podczas gdy o nas kobietach wiejskich, żonach drobnych rolników
nikt się nie zatroszczy, nikt się o nic nie zapyta,
postanowiłam w imieniu już nie tysiąca, ale chyba miljona tych
zapomnianych istot napisać coś.
Niech więc pomiędzy tylu, jak się spodziewam pamiętnikami chłopów
znajdzie się choć jeden pamiętnik chłopki.
Bo zdaje mi się, że jeżeli nie narówni z mężczyzną to nawet więcej kobieta odczuwa kryzys na wsi,
już jako istota słabsza fizycznie i zresztą kobieta zawsze posiada więcej uczucia i dlatego gorzej wszystko przenosi.
Do tego dochodzi praca ponad siły zwłaszcza teraz, gdy na żadną pomoc nie można sobie pozwolić i wszystko w polu czy w domu samej trzeba zrobić.
Nikt nigdy w mieście sobie nie wyobrazi, jak kobieta na wsi musi pracować i to pracować najczęściej o głodzie i o chłodzie.
Bo ileż razy tak jest, że ostatni kawałek chleba, ostatnią kwartę mleka rozdzieli pomiędzy męża i głodne dzieci
a jej samej najczęściej służą za posiłek gorzkie łzy gdzieś pokryjomu połykane. A gdy znów gospodarz mąż i ojciec rozłoży bezradnie ręce i powie,
ja już wam nic nie poradzę, róbcie sobie co chcecie i pójdzie do sąsiada lub gdzieś aby tylko zejść i nie patrzeć na wszystko.
Kobieta jednak nie opuści rąk i zawsze coś zaradzi, umyśli, ogarnie aby się biedzie nie dać, doradzi, rozweseli i doprawdy,
że dzisiejsza kobieta na wsi to cicha bohaterka pełna zasług, dla których nie wystarczy żaden order.
Powiadają niektórzy, że bezrobotnym gorzej jest, bo zawsze na wsi coś się prędzej znajdzie. A ja powiadam, że nigdy!
Bezrobotnymi opiekuje się rząd, opiekują się różne komitety, bezrobotni korzystają z różnych ulg i świadczeń,
z bezpłatnych opiek i porad lekarskich, mogą iść nawet po proszonem i zawsze coś użebrzą. A chłopem czy kiedy kto się opiekuje?
Czy pomyśli kto, że często on już na Nowy Rok ostatnie pieczywo chleba upiecze i ostatnie parę kartofli do garnka włoży, a potem cóż mu pozostaje?
Głód i nędza i znikąd opieki ni politowania. Żona bezrobotnego choć może też czasem głodem przymiera, ale znów nie potrzebuje tak ciężko pracować.
Podczas gdy żona drobnego rolnika nawet zimową porą musi ślęczeć całemi nocami nad kądzielą i wyrobem płótna, aby móc jako-tako okryć męża i dzieci.


c.d.n. __________________________________________________________________________________________________

A ileż ta biedna matka musi napłakać się nad kołyską chorego dziecka i patrzeć bezradnie na jego męczarnie,
a pomóc mu nic nie może, bo na lekarza niema pieniędzy, a nawet ćwierć kila cu­kru nie ma za co kupić.
Są niby to po gminach tak zw. Ośrodki zdrowia. Siedzą tam dobrze płatni doktorzy i ale na co to się chłopom zdało?
Czyż chłopa stać płacić dwa zł. za wizytę, a potem kilka złotych za lekarstwo.
Wizytują też niby co jakiś czas szkolne i przysyłają kartki rodzicom, że dziecko źle odżywiane,
ale czyż ta matka ma to dziecko czem odżywić? Czy wejrzą w to, że ta matka gdyby miała
to napewno by sama nie zjadła i tak co tylko ma to odda dzieciom,
a sama powtarzam ciągle chodzi głodna
A już o chorobach kobiet na wsi to niema co mówić, nie wiem czy na sto znalazłby jedną zdrową,
są to poprostu chodzące wychudłe widma.
Dość spojrzeć w nie­dzielę w pierwszym — lepszym kościele wiejskim, a każdy może się przekonać.
Klęczą istoty o zapadłych policzkach i przygasłych oczach, to są właśnie gospodynie wiejskie.





Śmierć też nie oszczędza i zbiera obfite żniwo. Gruźlica, rak i inne choroby, o których dawniej na wsi nie słyszano, dzisiaj na porządku dziennym.
Idą do grobu męczennice losu ofiary obowiązku, aby zostawić gromadkę sierot, nad któremi znęca się potem srogi los.
I jeżeli nie uwierzą niektórzy i pomyślą, że może piszę nieprawdę to niech się przejdą czy przejadą te panie,
których mężowie zarabiają po tysiąc złotych miesięcznie i więcej, a które wydają na suknie i kapelusze po paręset złotych,
niech pójdą na wiejskie cmentarze, a przekonają się, że piszę prawdę.
Niech zobaczą ile ofiar tam leży. Całe rzędy młodych kobiet, których wątłe barki nie mogły unieść nadmiernego ciężaru pracy i obowiązku i padły te ciche ofiarnice,
jak najwaleczniejsi żołnierze na posterunku: Ileż tam leży nieszczęsnych matek, którym za lekarstwo w ciężkiej chorobie służyła tylko czysta woda, a całą „pociechą” był płacz głodnych dzieci.
A ile tam leży młodych pracowitych gospodyń, które całe życie poświęciły'by przysporzyć dobra Ojczyźnie, a wzamian sekwestrator wydarł im ostatnią poduszkę z pod chorej głowy.
Gdybym była kobietą uczoną, to napisałabym całe ogromne dzieło o niedoli wiejskiej kobiety, ale niestety, jestem tylko taką sobie zwykłą przeciętną kobieciną wiejską.
Nie kończyłam żadnych szkół, jestem samoukiem, nie umiem poprostu nawet wyrazić tego co myślę, a myślę dużo i chciałabym, żeby w przyszłości choć cośkolwiek nasz los się poprawił.
Doprawdy my wieśniaczki pod każdym względem jesteśmy upośledzone podczas gdy kobiety innych stanów inteligentniejszych, nawet robotniczych korzystają z przeróżnych przysługujących im praw,
o których my na wsi nawet pojęcia nie mamy.
Weźmy naprzykład małżeństwo. Jeżeli pomiędzy ludźmi uczonymi i inteligentnymi znajdą się mężowie tyrani o potwornym charakterze, to cóż dopiero na wsi pomiędzy prostakami.
W tym wypadku kobieta w mieście jakoś sobie poradzi i znajdzie jakieś prawo, czy to rozwód czy seperacja, albo poprostu porzuci męża łajdaka i jakoś sobie w życiu radzi.
Inaczej natomiast bywa na wsi. Tutaj jeżeli mężczyzna się żeni to uważa kobietę za wyłączną swoją własność i nikt mu nie zabroni robić z nią co mu się tylko podoba.
Zresztą kobieta na wsi jest na szukanie swoich praw za religijna i choć taki mąż znęca się w najokrutniejszy sposób nad nią, ona to uważa za dopust Boży,
znosi to wszystko z podziwu godną rezygnacją i czeka cierpliwie, aż ją śmierć z tych mąk wyzwoli.
Również kobiety wiejskie w przeciwieństwie do inteligencji nie mają sposobu w ograniczeniu liczby dzieci i taka nieszczęsna zapracowana kobiecina
jest poprostu niewolnicą swego powołania od wczesnej młodości do starości
i pomimo ciężkiej pracy na roli ciągle jest obarczona wychowywaniem dzieci w najtrudniejszych właśnie warunkach.

c.d.n. _______________________________


Chcąc dać wyobrażenie jak wygląda życie wiejskiej kobiety, jej dzieciństwo, panieństwo i dalszy okres życia, pragnę właśnie dać swój pamiętnik choćby pokrótce spisany, ale najszczerszy.
Chcę oddać wiernie co przeżyłam od zarania życia w ciągu trzydziestu kilku lat. Ci co czytać będą te moje słowa drżącą od pracy ręką kreślone, niech wiedzą, że piszę najszczerszą prawdę,
tak jak na spowiedzi i nie ubiegam się o żadną nagrodę, bo gdzież mnie tam do tego nieuczonej kobiecie!
Chcę tylko współczucia i zrozumienia.
Chcę, by nareszcie zrozumieli wszyscy, że my kobiety wiejskie, na których barki spadł ogromny ciężar obowiązku, stokroć cięższy, jak na mężczyzn, wołamy o swoje prawa!
Dopominamy się poprawy losu, wołamy o ulgi! Bo gdy tak dalej pójdzie* to zabraknie zupełnie zdrowych matek, zabraknie silnych gospodyń,
a w tym wypadku każdy mi przyzna, że... może zabraknąć Polski!


c.d.n. __________________________________________________________________________________________________

Urodziłam się w roku 1900. Rodzice moi byli dosyć zamożni gospodarze, posiadali włókę gruntu,

tylko sporo zadłużonego na spłaty rodzinne. Chcąc „wyleźć” jak najprędzej z długu, pracowali oboje ponad siły, a szczególnie matka.
To też o ile tylko zapa­miętam, (a tym zmysłem szczególnie mnie Pan Bóg obdarzył i od trzech lat doskonale wszystko pamiętam)
ciągle od najmłodszych lat przyzwyczajona byłam do pracy. Już jako czteroletnia dziew­czynka posługiwałam pasąc gęsi potem krowy,
a w domu widząc, jak biedne matczysko męczy się nie mogąc dać sobie rady z dziećmi, a było ich rzetelnie „co rok prorok”, pomagałam jej jako że byłam najstarsza, niańczyć ten drobiazg choć prawdę powiedziawszy samej by mnie się niańka przydała, bo cóż to za piastunka z pięcioletniego berbecia.;A jednak ile .tylko starczyło sił dźwigałam za chustką brata czy siostrę i przytem pasłam jeszcze krowy. Gdy miałam lat sześć to czułam się zupełnie jak dorosła osoba, a to z tego powodu, że matka wyjeżdżając do miasta (a jeździła dwa razy w tygodniu) nie brała do domu kobiety tylko ja ją zastępowałam. Pilnowałam już i bawiłam sama dzieci, gotowałam jeść, sprzątałam, zmywałam, a nawet próbowałam doić krowy. Nad­mienić muszę, że wyciągając wodę ze studni i przy kuchni posłu­giwałam się stołkiem. Zresztą jak tam było to było i choć młode kostki dobrze nieraz bolały i ręce były poparzone, ale nikt o tem nie wiedział. Najwyższa była nagroda za to gdy matusia przyjechała, była zadowolona pochwaliła, a w nagrodę dała bułkę.